Czy to naprawdę władza jest zagrożeniem dla wolności… czy może to ludzie, którzy nigdy nie byli gotowi być wolni?
Nie trzeba ognia, by spalić wolność. Wystarczy sen i wygoda. Maurice Joly wiedział to lepiej niż wszyscy. Nie był filozofem od abstrakcji, lecz człowiekiem, który ujrzał piekło pod pozorem porządku.
Napisał dialog „Rozmowy w piekle między Machiavellim i Monteskiuszem”. To był krzyk jednostki zamkniętej w świecie, gdzie system mówi językiem wolności, a działa jak mechanizm dominacji. Ten esej to nie tylko rozmowa między ideami. To akt oskarżenia wobec człowieka, który sam siebie uczynił niewolnikiem, prosząc o złote kajdany.
Machiavelli nie ukrywa. Nie udaje. On nie moralizuje. On analizuje. Dla niego władza to rzeka, która musi płynąć niezależnie od tego, czy niesie życie, czy błoto. Mówi: „Nie pytaj, czy to dobre. Zapytaj, czy to działa.” Joly rozumiał Machiavellego. Widział, jak jego język pierwotnie surowy, ale prawdziwy został przyjęty przez tych, którzy nie chcą zrozumieć rzeczywistości, tylko chcą nią zarządzać z ukrycia. Machiavelli jako instrukcja staje się rzeźnickim narzędziem dla tyranów w białych rękawiczkach.
Monteskiusz architekt systemu, który miał ograniczać władzę ją scentralizował. Zbudował wizję: władza kontroluje władzę. Brzmi logicznie. Brzmi jak bezpieczeństwo. Ale Joly dostrzegał coś głębszego. System, który sam siebie kontroluje, może też sam siebie usprawiedliwiać. Bo co, jeśli wszystkie władze – ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza są w rękach tej samej klasy? Co, jeśli ich podział to tylko symulacja, dekoracja demokracji? W takim świecie obłuda jest legalna, a praworządność – proceduralna, ale nie moralna. To nie Monteskiusz zawiódł. To ludzie, którzy przyjęli jego system bez rozumienia jego sensu.
Joly, jako duch tej rozmowy, nie oskarża tylko tyranów. On pokazuje, że system może działać bez króla, bez miecza, bez terroru i wciąż zabijać wolność. W jego świecie:
• Gazety wychwalają wolność.
• Parlamenty debatują nad ustawami.
• Wybory się odbywają.
Ale to wszystko jest scenografią, bo decyzje zapadają gdzie indziej, wcześniej, w ciszy gabinetów, a „debaty” są tylko teatrem dla ludu. Joly ostrzega, że najgroźniejsze tyranie to te, które nie wyglądają jak tyranie. Mówi też, że to ludzie są gotowi zrezygnować z prawdy, jeśli w zamian dostaną iluzję komfortu. To nie tyran zakuwa ich w łańcuchy. To oni sami je wybierają, byle tylko nie musieć myśleć, decydować, ponosić konsekwencji.
Lud, który śpi to idealne paliwo dla rządzących. Lud, który się buntuje bez świadomości to jeszcze większe zagrożenie. Bo niekontrolowany tłum, nawet jeśli woła o wolność, może zniszczyć ostatnie resztki porządku i błagać o nowego despotę, gdy chaos wymknie się spod kontroli. Wolność nie rodzi się w systemie, lecz w duszy Joly nie pozostawia nadziei na poziomie struktury. Machiavelli pokazuje, jak działa siła. Monteskiusz jak ograniczyć siłę. Joly, że to wszystko jest bezużyteczne, jeśli człowiek nie zna siebie i nie chce być wolny naprawdę, bo żadna konstytucja nie ochroni niewolnika, który kocha swój łańcuch. Żaden system nie zbawi społeczeństwa, które nie chce znać prawdy. I żadna rewolucja nie przyniesie wolności tym, którzy boją się jej odpowiedzialności bardziej niż tyranii.
A Ty? Czy jesteś gotów rządzić sobą? Jeśli nie to nawet najlepszy system stanie się narzędziem Twojej niewoli.







